Kategorie
książki

Szkoła Modlitwy

„Szkoła modlitwy” – Andrew Murray 

Jeśli jesteś uczniem Chrystusa na pewno nie jeden raz zadawałeś sobie pytanie: jak powinna wyglądać moja modlitwa? – Zatem z autorem książki zapraszam Cię do „Szkoły modlitwy”.
Słowo Boże samo daje nam wiele wskazówek, sam Jezus wielokrotnie wskazywał nam jak mamy się modlić. Nadal jednak osoby wierzące mają wątpliwości co do tego jak powinna wyglądać modlitwa w ich życiu. Co z nakazem nieustannie się módlcie? Jak to możliwe modlić się nieustannie? Jakie przyjąć ramy osobistej modlitwy? Co z modlitwą publiczną. I co jeśli na nasze modlitwy nie dostajemy odpowiedzi. Na te i inne pytania znajdziemy odpowiedź w tej książce. Jest ona inspiracją, zachętą – czytając „Szkołę modlitwy” zbudujemy sobie szczery obraz naszego duchowego stanu. Zweryfikujemy swoją wiedzę na temat modlitwy, a na pewno zrozumiemy dlaczego brak modlitwy w naszym życiu nie jest dobrym znakiem.

Dla mnie osobiście w pewnym sensie odkrywcza i zachęcająca była wypowiedź autora z lekcji 15tej dotycząca Mocy zjednoczonej modlitwy: „…Tak jak drzewo, aby się właściwie rozwijać, potrzebuje nie tylko zdrowych korzeni, ukrytych głęboko w ziemi; musi także wypuszczać swe pędy wysoko, by piły słoneczne promienie, tak też modlitwa potrzebuje zarówno intymnego miejsca, w którym dusza spotka się w samotności z Bogiem, jak i społeczności z innymi wierzącymi, publicznego wspólnego uwielbienia. 

Powód jest bardzo prosty. Więź, jaka łączy człowieka z innymi ludźmi jest nie mniej realna, niż jego związek z Bogiem; wszak i Bóg jest jednym z nich. Łaska odnawia naszą relację nie tylko ze Stwórcą, ale i z ludźmi. Uczymy się mówić nie tylko: „Mój Ojcze”, ale również „Nasz Ojcze”. Dziwną byłaby sytuacja, gdyby dzieci należące do jednej rodziny zawsze spotykały się ze swoim ojcem osobno i nigdy razem nie mówiły o swoich pragnieniach i miłości. Wierzący są nie tylko członkami tej samej rodziny, ale też jednego ciała. Tak, jak każdy poszczególny członek musi polegać na innych, a duch, zamieszkujący w ciele zależny jest od współdziałania ich wszystkich, tak też chrześcijanin nie może osiągnąć pełnego błogosławieństwa przygotowanego dlań przez Boga, jeśli nie szuka go we wspólnocie z innymi.”

Myślę, że temat modlitwy jest szczególnie ważny i niesie zdrowie poszczególnym członkom Kościoła jak i całemu Jego ciału. Nie możemy słabnąć w modlitwie. Jeśli czujesz potrzebę wzmocnienia tego aspektu swojego duchowego życia, zachęcam Cię do lektury tej pozycji. Na pewno nie będzie to stracony czas. 

Z błogosławieństwem dla wszystkich czytelników.
Ola C. 

PS. Przy naszym zborze funkcjonuje biblioteczka i księgarnia. Są czynne zawsze w niedzielę po nabożeństwie.
PPS. „Szkołę modlitwy” można wypożyczyć z naszej biblioteczki zborowej.
PPPS. Wszystkie dotychczasowe nasze recenzje można znaleźć na https://z10.pl/nauczanie/ksiazki/

Kategorie
książki

Nie zmarnuj swojego raka

„Nie zmarnuj swojego raka” – John Piper

„Czy zdarza się w mieście nieszczęście, którego by Pan nie wywołał?” (Am 3:6)

„I rzekł Pan do niego: Kto dał człowiekowi  usta? Albo kto czyni go niemym albo głuchym, widzącym albo ślepym? Czyż nie Ja, Pan?” (II Moj 4:11)

„Ale to Panu upodobało się utrapić go cierpieniem. Gdy złoży swoje życie w ofierze (…)” (Izaj 53:10)

Książkę, którą postanowiłem zrecenzować można nabyć za darmo w postaci ebooka (link zamieszczam pod recenzją). Jest to bardzo krótka broszurka, a jej przeczytanie powinno zająć zaledwie 5-10 minut. W trakcie lektury przypomniała mi się inna (trochę dłuższa) książka tego samego autora o tytule „Koronawirus i Chrystus”. Jedna i druga pozycja opisują przykre doświadczenia Johna Pipera, który w pewnym momencie swojego życia zachorował na raka. Tym razem autor dzieli się z czytelnikami 11 radami „jak nie zmarnować swojego raka” (lub innego cierpienia czy przykrości, które nas dotykają) i jak wykorzystać je na chwałę Bożą. Podejrzewam, że niektórych rozważania autora mogą oburzyć (tj. tych, którzy uważają, że choroba nigdy nie jest wolą Boga) ale dla tych, którzy wierzą w Bożą suwerenność nad dobrem i złem oraz w to, że Boże drogi są wyższe niż nasze, pozycja ta będzie ogromnym pocieszeniem i wsparciem w cierpieniu. W kwestii tego jak bardzo Boże drogi są inne niż nasze oraz tego czy cierpienie może być wolą Boga warto sobie przypomnieć Piotra, mówiącego do Zbawiciela „Miej litość nad sobą, Panie! Nie przyjdzie to na Ciebie” – Jezus odpowiedział, że sposób myślenia Piotra pochodzi od szatana oraz że „nie myśli o tym co Boskie, ale o tym co ludzkie”. (Mat 16:22-23)

Zachęcając do lektury postaram się zarysować jaki wybór stoi przed czytelnikiem, zastanawiającym się nad odpowiedzią na pytanie, czy spotykające nas cierpienie może być w życiu człowieka zaplanowane przez Boga.

1) Jeśli cierpienie lub dziejące się nam zło nigdy by nie było wolą Boga (pomimo, że ono faktycznie ma miejsce) to by oznaczało, że nasze życie jest w rękach bezdusznego przypadku, a Bóg by był może współczującym, ale jednak bezradnym Bogiem, który się nami albo nie interesuje albo ogranicza swój wpływ na naszą codzienność zostawiając nas w rękach ślepego losu. Taka perspektywa może i w oczach ludzi oczyszcza Boga z odpowiedzialności za cierpienie, ale sądzę że w zamian nie daje człowiekowi cierpiącemu żadnego pocieszenia, czyniąc czyjeś cierpienie bezsensownym i niepotrzebnym.

Istnieje jednak niezwykła alternatywa.

2) Jeśli bowiem cierpienie lub dziejące się nam zło bywa Bożą wolą to nie jesteśmy już w rękach bezdusznego przypadku, ale w rękach dobrego i nieskończenie mądrzejszego od nas Boga, który będąc święty i sprawiedliwy „sprawuje wszystko według zamysłu woli swojej” (Efez 1:11). Takie podejście będzie oczywiście wymagało ogromnego zaufania do Jezusa oraz pewności co do Jego dobroci i miłości. Nie zawsze też będziemy rozumieli Boży zamysł w tym co nas spotyka, ale… nasze cierpienie będzie miało swój cel i sens, którego próżno by było szukać w ramionach „ślepego losu”. Czy taka perspektywa nie jest o wiele bardziej pocieszająca? Słuchając kiedyś nauczania Johna Pipera na temat cierpienia usłyszałem jak stawiał podobne pytanie: „Czy nie lepiej być w rękach kochającego Ojca niż w rękach bezdusznego przypadku? I dlaczego Jego dzieci by miały chcieć, aby to wyglądało w jakikolwiek inny sposób? Czy Bóg (nawet w cierpieniu) nie jest o wiele lepszy niż ślepy los?”. Bóg troszczy się o swoje dzieci, przypadek nie.
Oczywiście największym pocieszeniem powinna być dla nas obietnica Biblii, że dla osoby należącej do Jezusa wszystko współdziała ku dobremu (wszystko – w tym cierpienie lub wyrządzane nam przez kogoś zło). Ktoś oczywiście może spróbować to kwestionować podając skrajne przykłady tak wielkiego zła, w którym trudno doszukać się sensu lub które wydaje się niemożliwe do obrócenia w dobro. Myślę, że w takiej sytuacji warto przypomnieć sobie, iż wydarzyło się już w historii ludzkości zło tak wielkie, że trudno je z czymkolwiek porównywać a jednak Bóg był w stanie obrócić to największe zło w największe dobro. Była to śmierć Syna Bożego na krzyżu. Każda inna niegodziwość jaka miała miejsce działa się ludziom grzesznym i urodzonym w grzechu. Jezus był jedynym, który nigdy nie zgrzeszył. Nasz Zbawiciel jest cenniejszy od całego Swojego stworzenia dlatego zamordowanie Syna Bożego było największą niesprawiedliwością, która jednak była od początku zaplanowana przez Boga i którą On obrócił w największe dobro. Czy więc ten wszechmocny Pan, który dokonał tak wielkiego dzieła tym bardziej nie będzie w stanie obrócić w dobro również tego co spotyka nas w naszym codziennym życiu?

Tą myślą przewodnią chciałbym zachęcić do lektury tej krótkiej broszurki.
Wiktor.

PS. Poniżej zamieszczam link do darmowego ebooka „Nie zmarnuj swojego raka”:
https://mwbooks.org/product/nie-zmarnuj-swojego-raka-john-piper-ebook/

Kategorie
książki

Wiarygodność pism Nowego Testamentu

Wiarygodność pism Nowego Testamentu” F.F. Bruce

Ta recenzja będzie trochę niestandardowa, bo poprzedzę ją nieco dłuższą refleksją, którą podczas lektury miałem cały czas z tyłu głowy. Zacznę od tego, że książkę „Wiarygodność pism Nowego Testamentu” można polecić, ale z pewnością nie każdy na jej lekturze tak samo skorzysta. A to z tego względu, że tematyka, którą zajmuje się autor, dla większości ludzi (w tym dla mnie) będzie drugorzędna w porównaniu z innymi biblijnymi zagadnieniami. Oczywiście nie oznacza to, że temat wiarygodności NT nie jest dla mnie ważny. Uważam, że bardzo potrzebni są ludzie, którzy kształcą się w tym kierunku, a nawet poświęcają dużą część swojego życia zagłębiając się w szeroko pojętą apologetykę i zdobywając w tym zakresie tytuły na uczelniach. Dostarczają oni wielu dodatkowych argumentów i dowodów przemawiających za biblijnym chrześcijaństwem i niewątpliwie jest to cenne, budujące oraz utwierdza w wierze. Ale… mimo, że te wszystkie rzeczy są bardzo pomocne i użyteczne, to jednak uważam, że wbrew pozorom nie są one wcale fundamentem naszej wiary. Warto zauważyć, że ewangelię jest w stanie przyjąć nawet kilkuletnie dziecko albo nawet najprostszy i najbardziej niewykształcony człowiek. Jeśli więc takie osoby, mogą usłyszeć, zrozumieć i przyjąć dobrą nowinę o Chrystusie, a następnie zaufać mu i być przez Niego zbawieni, to znaczy, że musi istnieć jakiś prostszy sposób na upewnienie się o prawdziwości przesłania, iż Jezus Chrystus jest prawdziwym Zbawicielem, a Jego słowo jest godne zaufania. I aby tą pewność zyskać, najwyraźniej nie trzeba być profesorem ani przez dziesiątki lat zgłębiać naukowe przesłanki wskazujące, że Biblia jest Słowem Bożym. Powodem, dla którego o tym wspominam jest moje przekonanie, że materiały zawarte w książkach takich jak ta, z reguły są pomocne głównie dla ludzi, którzy już uwierzyli, natomiast bardzo rzadko są w stanie przekonać do wiary kogoś niewierzącego. Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że głównym powodem jest to, iż  fundament chrześcijańskiej wiary jest ponadnaturalny. Wiara w Jezusa to nie to samo co wiara, że taka a taka drużyna wygra mecz piłkarski. Biblijna wiara to coś więcej niż jakieś przekonanie. Wiara jest Bożym darem, a jej pojawienie się w życiu człowieka jest cudem. I chyba tutaj tkwi źródło problemu, bo cudów nie można zweryfikować metodami naukowymi. Myślę również, że nie będzie dalekim od prawdy stwierdzenie, że większość uczniów Jezusa nie odznaczała się jakimiś wybitnymi zdolnościami czy ponadprzeciętną inteligencją, a jednak Ci prości ludzie byli w stanie obronić swoją wiarę. 

Sam apostoł Paweł mówi w 1 Kor 1:26-28: „Przypatrzcie się zatem sobie, bracia, kim jesteście według powołania waszego, że niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu, Ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne, i to, co jest niskiego rodu u świata i co wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić.”

Jezus mówi również w Łk 10:21: „Wysławiam cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom; zaprawdę, Ojcze, bo tak się tobie upodobało.”

W jaki więc sposób prosty człowiek może przekonać się o tym, że Jezus jest Mesjaszem i rzeczywiście mówi prawdę? Jak poznać, że Jego nauka pochodzi faktycznie od Boga? Sądzę, że Jezus wyjawia jakąś część tej tajemnicy w następującym fragmencie:

Jan 7:17: „Jeśli kto chce pełnić wolę jego [tj. Ojca], ten pozna, czy ta nauka jest z Boga, czy też Ja sam mówię od siebie.” Innymi słowy, jeśli ktoś rzeczywiście chce poddać się Bożej woli, to Bóg w ponadnaturalny sposób jest w stanie przekonać taką osobę o prawdziwości nauki Jezusa i w powyższym fragmencie mamy obietnicę, że to zrobi. Barierę, której nie są w stanie przełamać nawet najbardziej racjonalne argumenty jest w stanie przełamać Bóg i on to robi wzbudzając wiarę w sercu człowieka przez proste słuchanie biblijnego przesłania. Temat jest oczywiście głębszy, co pokazuje sam kontekst zacytowanego wersetu, ale ostatecznie gdyby to ująć w dużym skrócie, to podstawą i źródłem biblijnej wiary jest sam Bóg, a nasze przekonania wynikają z Bożego działania w naszych sercach bo:

Efez 1:19: „…wierzymy dzięki działaniu przemożnej siły JEGO.” Nie zmienia to wszystko faktu, że Bóg jak najbardziej może posługiwać się również mądrością, jaką możemy znaleźć w książce F.F. Bruce’a, tak więc jeśli ktoś jest zafascynowany tematem, to znajdzie w tej pozycji coś dla siebie. 

Żeby recenzja nie składała się jedynie z moich osobistych przemyśleń kilka słów o zawartości pracy F.F. Bruce’a. Książka dzieli się na 10 rozdziałów, z których każdy dotyka trochę innego zagadnienia.  Pierwsze rozdziały mówią o czasie powstania poszczególnych pism Nowego Testamentu oraz kanonie. Dalsza część skupia się już na treści poszczególnych pism NT (głównie pismach Pawła oraz ewangeliach). Co ważne jeden z rozdziałów jest poświęcony ponadnaturalnej warstwie ewangelii tj. opisowi cudów. Autor wspomina również o świadectwach archeologicznych oraz wczesnych świadectwach dotyczących osoby Jezusa – zarówno żydowskich jak i pogańskich (nie pomijając kontrowersji związanych wiarygodnością każdego z tych dokumentów). Przy czym autor stara się tutaj przytaczać świadectwa jak najwcześniejsze (stosunkowo bliskie czasom pierwszego kościoła).

Podsumowując, książka bardzo ciekawa, ale (jak wspomniałem na początku) największą korzyść odniosą z jej lektury ludzie, którzy są o wiele bardziej kompetentni do oceny jej zawartości niż ja.

Wiktor.

Ps. Książkę można kupić w naszej zbiorowej księgarni.