„Czy martwi Cię brak duchowego wzrostu? Czy pragniesz bardziej upodabniać się do Jezusa Chrystusa?” – tymi dwoma pytaniami Paul Washer rozpoczyna swoją książkę „Niezbędne środki łaski”. Autor nie przedstawia jakiś nowoczesnych metod na poprawę życia duchowego, wręcz przeciwnie – odnosi się do podstawowych czynności dostępnych dla każdego – czytanie Pisma Świętego, modlitwa, pokuta, wyznawanie grzechów oraz bycie częścią Kościoła. „Media gratiae” (środki łaski) to faza używana od wieków przez Kościół do opisania darów, które Pan Jezus dał wierzącym do wzrastania w świętości. Zdarza się nam myśleć, że jakieś wielkie przebudzenie uzdrowi nasze duchowe choroby, jednak czekając na niezwykłe rzeczy nie powinniśmy zaniedbywać tego co Pan Bóg dał nam dla naszego rozwoju. Rozdział o Piśmie Świętym dotyczy nie tylko osobistego poznawania Biblii, ale także roli Słowa Bożego podczas nabożeństwa. Zdarza się, że Pismo nie jest czytane ponieważ „spowalnia to nabożeństwo” lub uważa się, że człowiek utracił umiejętność uważnego słuchania. Paul Washer przekonuje, że nie powinniśmy dostosowywać się do niskich standardów współczesnej kultury.
Najciekawszy dla mnie był rozdział o modlitwie. Jezus był człowiekiem modlitwy. Czy zwróciliśmy kiedyś uwagę na to, że jego uczniowie poprosili go „naucz nas modlić się”? Jezus dokonywał tak wielu niesamowitych cudów, a jednak to Jego życie modlitewne było najbardziej zdumiewające. Uczniowie chcieli umieć robić to tak jak On.
Zachęcam do zapoznania się ze środkami łaski, które opisał Paul Washer w swojej książce. Może okazać się, że powrót do podstaw odświeży naszą relację z Chrystusem.
Omówienie książki „Ciasna brama, wąska droga” zacznę może od tego, że jej treść jest bardzo podobna do pozostałych pozycji tego samego autora (jest może jedna rzecz, która ją odróżnia od pozostałych, ale o tym pod koniec recenzji). Wiąże się to z tym, że Paul Washer postawił sobie za cel skupienie się w służbie na zasadniczym zagadnieniu: „czym jest wiara?” i „jakie powinna ona wydawać owoce w życiu człowieka?” Przechodząc do sedna – istnieją 2 dość niebezpieczne, skrajnie przeciwne sobie poglądy na to, czym charakteryzuje się bycie człowiekiem wierzącym (oba niebiblijne):
1) Pierwszy pogląd polega na tym, że człowieka wierzącego charakteryzuje całkowicie idealne, prawe i święte życie, a gdy upada to jedynie sporadycznie i nigdy spektakularnie. Ten sposób patrzenia na chrześcijaństwo mają często ludzie wywodzący się z kręgów poza-protestanckich lub ludzie nastawieni do relacji z Bogiem w bardzo legalistyczny sposób.
2) Drugi skrajny i również niebiblijny pogląd mówi o tym, że chrześcijanin to osoba, która mając biblijną wiarę może mimo to prowadzić najgorsze życie bez cienia wyrzutów sumienia i Bożego wychowywania/karcenia. Uważają też, że pomimo braku jakichkolwiek widocznych zmian w swoim życiu można traktować siebie jako osobę zbawioną. Ten pogląd z kolei towarzyszy wielu ludziom uczęszczającym do jakiejś części kościołów protestanckich. Niektórzy z nich traktują wiarę trochę jak magiczną formułkę (albo jak mówi Washer: rodzaj szczepionki lub zażywanej jednorazowo pastylki), która zbawia człowieka od wiecznego oddzielenia od Boga w wieczności, ale nie czyni żadnej widocznej różnicy w życiu człowieka tu i teraz. W ten sposób zbawienie staje się czymś nieokreślonym co nastąpi dopiero w odległej przyszłości i co ma bardzo niewielki wpływ na naszą doczesną codzienność. Z uwagi na to, że autor więcej skupia się na krytyce poglądu drugiego, ja postaram się dla odmiany skupić głównie na pierwszym.
Pogląd ten błędnie zakłada, że gdy Jezus zbawia człowieka, to taki człowiek staje się automatycznie w jednej chwili całkowicie wolny od jakichkolwiek wpływów grzechu. Część wierzących uzasadnia ten pogląd mylnie interpretując 1 List Jana, gdzie faktycznie opisane są cechy charakterystyczne osoby wierzącej. Jednak Biblia wydaje się wyraźnie świadczyć, że chrześcijanie żyjący w I wieku (włączając w to apostołów) byli zdolni do bardzo poważnych upadków, a mimo to nie przestawali być z tego powodu dziećmi Bożymi. Warto zadać sobie pytanie, czy dziś ludzie w kościele by byli w stanie zaufać człowiekowi, który by publicznie 3 razy zaparł się Jezusa? Apostoł Piotr został podźwignięty z tej porażki, nie zwątpił w to, że Jezus jest w stanie mu przebaczyć i stał się tym, który dostał zadanie utwierdzania swoich braci przechodzących przez podobne doświadczenia (Łk 22:31-34). Intrygujące jest również to, że był to nie pierwszy i nie ostatni wstydliwy moment w życiu Piotra. Wystarczy spojrzeć do takich fragmentów jak: Ga 2:11-14 albo Mk 8:33.
Podobnych przykładów można znaleźć wiele również w Starym Testamencie. Co by dziś ludzie powiedzieli w kościele, gdyby osoba podająca się za wierzącą popełniła cudzołóstwo a następnie morderstwo tak jak to zrobił mąż według Bożego serca: Dawid? Dawid ośmielił się nawet po tym akcie pisać dalej Psalmy, dzięki którym potem widzimy w jaki sposób Bóg dotknął Jego serce nie pozwalając mu pozostać w grzechu. Warto o tym wszystkim pamiętać kiedy czasem patrzymy lekceważąco na ludzi, który mocno upadli, a którzy mimo to pokutują i wytrwale trzymają się tego, który jest władny usprawiedliwić bezbożnego całkowicie, niezależnie od uczynków. Warto również pamiętać o fakcie, że jeśli potępiasz kogoś za grzech, którego sam nie popełniłeś tj. nie kradniesz ale np. kłamiesz, to zamiast uważać się za kogoś moralnie lepszego, bezpieczniej będzie powiedzieć: „jestem takim samym grzesznikiem jak pozostali, nic mnie nie wyróżnia”. Nie zaprzeczam tutaj, że grzechy mają różny kaliber i różne konsekwencje dla nas i otaczających nas ludzi, ale dlaczego to by miało zachęcać Cię do tego, żeby uważać swój grzech za mało znaczący i zasługujący na „machnięcie ręką”, a grzech Twojego brata za coś co warte „machnięcia ręką” nie jest? Czy tego rodzaju porównywanie grzechów nie przypomina raczej mrówek kłócących się przed słoniem o to, która jest w stanie więcej unieść? Kiedy porównujemy się z innymi ludźmi może się wydawać, że są między nami duże różnice, ale przed nieskazitelnym Bogiem „nie ma (…) różnicy, gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (Rz 3:23-24).
Gdy o tym piszę, przypomina mi się bardzo kontrowersyjne porównanie uczynione kiedyś przez jednego z pastorów, który wziął 2 osoby z widowni – jedna miała reprezentować bardzo moralną i uczynną osobę, a druga – Hitlera. Przepaść między tymi osobami wydaje się ogromna – nikt przecież nie chciałby się utożsamiać z tak wielkim zbrodniarzem, ani być do niego choćby przez chwilę porównywany. Pastor ustawił więc te 2 osoby na 2 różnych końcach sali tak, aby dzieliła je od siebie wielka przestrzeń wyobrażająca tą moralną różnicę. Następnie wprowadził on trzeciego aktora reprezentującego… Jezusa. Kiedy pojawił się Jezus trzeba było zmienić skalę i nagle przepaść między tym bardzo dobrym człowiekiem a Hitlerem zaczęła maleć w ten sposób, że owa dobra osoba powędrowała do Hitlera na jeden koniec widowni, a Jezus był na drugim. Dlaczego dobra moralnie osoba i zbrodniarz stali teraz ramię w ramię obok siebie skoro tak wiele ich różniło? Dlatego, że zmieniła się skala. Kiedy na scenę wkroczy Bóg prawdopodobnie zaczniemy patrzeć nie tylko na siebie i swoje grzechy, ale i na grzechy swoich bliźnich przez zupełnie inne niż dawniej, mniej różowe okulary. Okaże się również, że jedynym trwałym fundamentem, na którym można się oprzeć, jest obca sprawiedliwość Baranka, a nie ta osiągnięta przez nas (choćby i z pomocą Boga).
To wszystko co piszę oczywiście nie oznacza, że nie należy reagować gdy widzimy brata, który zaczyna staczać się w grzech ani nie oznacza, że nie należy stosować dyscypliny kościelnej, która została zaplanowana przez Pana, aby nas wychowywać. Sęk jednak w tym, żeby zdawać sobie sprawę z faktu, iż chrześcijaństwo nie opiera się na tym, że ktoś jest zupełnie wolny od grzechu (gdyby tak było nie potrzebowalibyśmy kościoła do wzajemnego zachęcania się ani uświęcenia). Tak więc osoba wierząca to nie ktoś kto nie ma grzechu, ale ktoś, czyje życie charakteryzuje się wyznawaniem grzechów Bogu, pokutą, ciągłym wzrostem i odnoszeniem stopniowych zwycięstw. Właśnie na tym aspekcie w dużej mierze skupia się recenzowana broszurka. Washer dowodzi, że brak wspomnianego postępu przez długie lata i/lub brak jakichkolwiek widocznych zmian, to jednocześnie brak dowodu na to, że ktoś jest dzieckiem Bożym.
Inną oznaką odrodzonego serca o jakiej wspomina Washer, jest głęboka wrażliwość na własny grzech powodująca, że sprzeciwiając się Bogu nie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować, aż nie wrócimy z pokutą i wyznaniem swoich grzechów przed Boga. Przykładem może być Dawid trwający w ciężkim przewinieniu całe miesiące, które jednak wcale nie upływały mu beztrosko, a grzech z którym próbował uciec od Boga sprawiał, że „schły Jego kości” (Ps 32:3). Jeśli uważasz, że to starotestamentowy przypadek oderwany od nowotestamentowej rzeczywistości, to zobacz jak zachował się Piotr gdy zaparł się Jezusa i jakie uczucia pojawiły się w Jego sercu, gdy Pan po zmartwychwstaniu zapytał go po raz trzeci: „Piotrze, czy mnie kochasz?” Te przykłady pokazują co prawda wciąż niedoskonałe, ale jednak odrodzone, czułe serce, które nie jest obojętne na to co uczyniło i które nie chce zasmucać Pana.
Tak jak wspomniałem na początku, istnieje też druga skrajność, która mówi, że prawdziwa wiara w Jezusa Chrystusa może być całkowicie bezowocna, co oczywiście nie jest prawdą. Jeśli chciałbyś się dowiedzieć na ten temat więcej zachęcam do lektury. Jednak zanim zaczniesz – z góry uprzedzam, że Paul Washer jest w tej książce wyjątkowo bezkompromisowy i prowadzi ze swoim czytelnikiem bardzo żywy dialog, starając się nim potrząsnąć na tyle mocno, aby albo uciekł w popłochu albo był zmuszony sprawdzić, czy wydawane przez niego owoce faktycznie potwierdzają wyznawaną wiarę.
„Ewangelia Jezusa Chrystusa” Paula Washera to bardzo krótka broszurka, będąca idealnym podsumowaniem istoty ewangelii. Pamiętam, że kiedyś w jednym ze swoich kazań Paul Washer powiedział (nie powtórzę tego słowo w słowo, ale postaram się oddać sens tej wypowiedzi),iż niektórzy mogą myśleć, że skoro znają już podstawowe prawdy ewangelii to nie muszą się więcej w nią wczytywać, a zamiast tego mogą teraz zająć się „głębszymi prawdami wiary”, ale… takie podejście jest niewłaściwe, bo (jak mówi Washer) w rzeczywistości nie ma niczego głębszego niż ewangelia Jezusa Chrystusa. Bardzo możliwe, że będziemy ją zgłębiać również w wieczności i ciągle będziemy się dowiadywali czegoś nowego o wielkim dziele zbawienia Jezusa. Innymi słowy: ewangelia jest najgłębszym, najważniejszym i centralnym przesłaniem Biblii.
Broszurka jest podzielona na bardzo krótkie rozdziały. Autor skupia się w nich nie tylko na przedstawieniu samej dobrej nowiny o zbawieniu, ale również na tym, abyśmy zrozumieli dlaczego w ogóle potrzebujemy zbawienia i jak rozpoznać, czy rzeczywiście w tym zbawieniu mamy swój udział tj. czy rzeczywiście znamy Jezusa. Paul zaczyna swoje rozważania od opisu natury Boga (nie tylko Jego miłości, ale również świętości i sprawiedliwości), następnie opisuje jaki jest stan ludzkości oraz w jaki sposób święty, dobry i sprawiedliwy Bóg może usprawiedliwić bezbożnego, nadal pozostając sprawiedliwym Bogiem (patrz Prz 17:15: „Każdy kto usprawiedliwia niegodziwego , budzi odrazę u Pana”).
Jeśli jesteś w kościele już od dłuższego czasu, to podejrzewam, że pierwsze 6 z 9 rozdziałów (mniej więcej połowa broszurki) może wydać Ci się dość oczywistych. Bardzo możliwe, że możesz nawet stwierdzić, iż to książeczka nie dla Ciebie – jednak namawiam, żebyś się nie zniechęcał – warto doczytać do końca. Druga połowa książki (od 7 rozdziału) mówi już o rzeczach, które dla wielu chrześcijan nie są takie oczywiste, a które uważam, są szczególnie ważne i praktyczne np.: – jak poznać, że prawdziwie pokutujemy? – jak rozpoznać, czy nasza wiara jest autentyczna? – o prawdziwej i fałszywej pewności zbawienia – o dowodach nawrócenia w naszym życiu – o tym jak powinno wyglądać codzienne, praktyczne życie każdego chrześcijanina – jakie są cechy biblijnego kościoła
Oczywiście każdy z tych punktów jest omówiony raczej skrótowo, ale za to bardzo zrozumiale i jasno. Jeśli ktoś będzie miał ochotę zgłębić powyższe tematy nieco bardziej, to mogę tutaj polecić inną książkę tego samego autora: „Wezwanie ewangelii a prawdziwe nawrócenie”. Serdecznie polecam. Wiktor.
PS. Książkę już wkrótce będzie można kupić w naszej zborowej księgarni.